Autor: Przemysław Chojnacki – psycholog, psychoterapeuta.
Dlaczego będąc facetem buduję relację z moimi dziećmi? Jak będąc facetem buduję relację z moimi dziećmi?
Odpowiedź na to pytanie jest jednocześnie prosta i trudna. Prosta, bo w naturalny sposób wypływa z moich uczuć: kocham moje dzieci i chcę dla nich jak najlepiej. Trudna, bo jak każda relacja, ta z dziećmi, wymaga zaangażowania, odpowiedzialności i pomysłu.
Podstawą do budowania relacji z dziećmi jest budowanie relacji z żoną. Początkiem szczęścia i poczucia bezpieczeństwa dzieci jest relacja między tatą i mamą. Jest to ważne na etapie zanim pojawią się dzieci i jest to tak samo, a może i bardziej ważne jak na etapie pojawienia się dzieci. Z więzią jest tak jak z nauką gry na instrumencie. Jeśli nie ćwiczymy, to zapominamy. Niby takie oczywiste, a jednak takie proste nie jest.
Z doświadczenia, jakie nabyłem prowadząc ośrodek, wiem, że dorosłym wydawało się sensowne chodzenie na randki przed ślubem i po ślubie. Ale jak są już dzieci to nie ma czasu i sensu chodzenia na wspólne randki. Niestety ten sposób patrzenia sprawia, że ludzie z czasem stają się sobie coraz bardziej obcy. Aż w pewnym momencie łączą ich wspólne dzieci i kredyt. Czasami argumentem stojącym za brakiem randek stoi nieokradanie dzieci z czasu z rodzicami. Ale czy tak naprawdę to jest okradanie?
W rodzinie potrzebna jest silna więź między rodzicami i konstruktywne dla związku przechodzenie przez kryzysy małżeńskie. Ta troska o związek służy nam i służy dzieciom. W rodzicielstwie i małżeństwie jesteśmy skupieni na tu i teraz. To jest ważna perspektywa, w której jesteśmy. Drugim także bardzo ważnym punktem widzenia jest projektowanie tych relacji – jak to będzie za 10, 20 i 30 lat. Tak patrząc niektóre rzeczy nabierają znaczenia inne stają się mniej ważne. Prowadząc spotkania z młodzieżą, na pytanie kierowane do nich o to, co daje człowiekowi trwałe i głębokie szczęście – najczęściej odpowiadają, że: przyjaźń, miłość i rodzina. Piękne wartości, o których ważności my, dorośli czasem zapominamy.
Niestety nadal powszechne jest społeczne przekonanie, które mówi, że za dzieci są odpowiedzialne kobiety. Jest to być może naturalną konsekwencją narodzin dziecka z matki. Może to mieć swój początek już przy urodzeniu dziecka. Z jednej strony mama, babcie i ciocie dziecka są w nie zapatrzone i chcą się nim opiekować, wypychając mężczyznę z roli ojca. Z drugiej strony mężczyźni nie biorą odpowiedzialności za dziecko i sami się wycofują, zostawiając przestrzeń kobietom. Może to przybrać formę błędnego koła.
Wydaje mi się, że mężczyźni, ale kobiety również mają wiele obaw i leków związanych z posiadaniem dzieci. Jedną z moich obaw było branie dzieci na ręce. Bałem się, że to małe dziecko upuszczę, zgniotę, że zrobię mu krzywdę. To był strach połączony z moimi przekonaniami na ten temat. Przekonaniami niepodpartymi żadnymi doświadczeniami. Jak do tej pory żadne z naszych dzieci nie zostało przeze mnie upuszczone. Wydaje mi się, że tych obaw może być naprawdę sporo. Stopniowe rozminowywanie tego pola strachów może pomóc w byciu rodzicem.
Innym aspektem jest zaangażowanie ojców w obecne relacje z dziećmi. Z doświadczenia psychoterapeutycznego wiem, że jeśli kobiety nie mają wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, to nie decydują się na kolejne dzieci. Kobiety wiedzą i przeczuwają, że to na nie spadnie ciężar i odpowiedzialność wychowania. Z mojej perspektywy rodzice są sobie równi w wychowaniu i możliwościach opieki na dziećmi. Równi, ale różni. Każde na swój sposób buduje relacje z dziećmi. Z mojego zaangażowania jako taty czerpiemy wszyscy zarówno dorośli jak i dzieci.
W relacjach z dzieckiem widzę potencjał do własnego rozwoju, poszerzenia własnych horyzontów, bycia bardziej elastycznym, doświadczonym, pokornym. Przy dzieciach odnajduję wiele płaszczyzn do rozwoju. Dzieci uczą mnie widzenia świata w prosty sposób, bez zawiłości, bez okłamywania samego siebie. Uczą, co naprawdę znaczy „cieszyć się z małych rzeczy”.
Bawię się z dziećmi, bo wszyscy na tym korzystamy. Po wspólnym tarzaniu się po podłodze czujemy się zadowoleni i zmęczeni. Jest to czas, który sprawia, że bardziej się lubimy i atmosfera w domu jest inna. Lżejsza, bez napięć. Wtedy mam poczucie, że zamieniam się z dorosłego w dziecko, który bawi się razem z nimi. Jest to dla mnie przyjemne uczucie, widzę jak one tego bardzo chcą i jak bardzo doładowują się tą moją obecnością. Wtedy łatwiej jest im też wykonywać mniej przyjemne rzeczy, takie jak ich obowiązki domowe.
Rola rodziców w życiu dzieci jest fundamentalna i niepodważalna. Do pełni rozwoju człowieka potrzebna jest zarówno relacja z ojcem, jak i matką. Każda z tych osób ma do wykonania swoje zadanie, czasem te zadania spotykają się i wtedy mówimy o rodzicielstwie. Jako ojciec uczę się być rodzicem, uczę się być tatą. To fascynująca przygoda, którą odkrywam każdego dnia. Widzę niuanse, zależności, czytam swoje dzieci jak książkę, którą życie pisze na bieżąco. Każdy dzień niesie trudności, wyzwania, sukcesy. Dzięki zaufaniu i relacji z moją żoną mam z kim dzielić się refleksjami, przeżywać radości, złości i smutki. Bycie w relacji z dziećmi daje mi satysfakcję, poczucie sprawczości, czasem jest okazją do ćwiczenia pokory. Bycie z dziećmi oraz relacja z żoną powoduje, że mam poczucie uczestniczenia w czymś niezwykłym i niepowtarzalnym: tworzeniu rodziny.
Artykuł powstał w ramach projektu „Rodzina jest super!”, który został dofinansowany ze środków Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej.